Wczorajszy odcinek zakończył kolejny sezon i, jeśliby go porównać do The Walking Dead, zrobił wszystko to, czego trupom zrobić się nie udało. Pozamykał większość wątków, miał świetne dialogi, piękny, południowy zaśpiew, a antagoniści spotkali się w finałowej scenie. No i całość trzymała się, za przeproszeniem, kupy. Ale przede wszystkim dialogi i rewelacyjny jak zawsze Walton Goggins, który, jak to ładnie posumowano w jednym z poprzednich odcinków, używa czterdziestu słów tam, gdzie wystarczyłyby dwa. Ale za to jakich! Niemalże w każdej kwestii pobrzmiewają echa Davida Milcha i pięknego języka Deadwood, a już kiedy scenariusz zestawia Gogginsa z Olyphantem, Justified sprawia prawdziwą przyjemność. Szkoda tylko, że tych scen w zakończonym właśnie sezonie nie było więcej, a niektóre wątki były po prostu słabe.
Z ciekawością czekam kolejnego sezonu ugruntowawszy się w przekonaniu, że choć Justified z pewnością niepozbawiony jest wad, to wciąż pozostaje jednym z ciekawszych seriali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz