Na Hannibala czekałem z umiarkowanymi wypiekami na twarzy. Z jednej strony Mads Mikkelsen to aktor, którego uwielbiam. Z drugiej Milczenie owiec to jeden z moich ulubionych filmów. Ale... Po pierwsze w ramówce telewizji NBC coraz mniej seriali, które lubię, po drugie, ten rok jakoś nie rozpieszcza mnie jeśli chodzi o nowe produkcje. Kilka dni temu zobaczyłem zajawkę serialu i moje oczekiwania zostały ponownie rozbudzone, bo trailer wyglądał fantastycznie. Pozostało czekać.
Niestety pierwszy odcinek rozczarował. Twórcy wydają się w dużej mierze korzystać z pomysłów z Sherlocka - genialny, zwariowany specjalista w ułamku sekundy dostrzega to, czego inni nie widzą, ale w przypadku Hannibala brak mu jednak Cumberbatchowej finezji i błysku geniuszu w oczach, przez co większoś jego błyskotliwych spostrzeżeń wygląda bardziej na tanie sztuczki scenariuszowe, które wzbudzają wesołość, a nie zachwyt, a z założenia efektownie ukazane próby rozwiązania kryminalnych zagadek przypominają przejeżdżający co chwilę tramwaj z Oficera.
I cóż z tego, że Mads Mikkelsen jest fantastyczny jak zawsze. Sytuacja przypomina mi The Following, w którym obecność Kevina Bacona sprawiła, że przez jakiś czas kontynuowałem oglądanie. Teraz też zobaczę jak Hannibal się rozwinie, ale coraz bardziej obawiam się, że moja przygoda z tym serialem szybko się zakończy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz