środa, 16 stycznia 2013

Rewolucja w telewizji Alana Sepinwalla

The revolution was televised Alana Sepinwalla to kawał dobrze napisanej książki o telewizji. Tytuł nawiązuje do The television will be revolutionized  Amandy D. Lotz, lecz o ile ta poświęcona jest głównie przejściu telewizji od ery sieci do post sieci i zmianom samego medium, o tyle Sepinwall bardziej skupia się na zmianach w sposobach narracji i opisywaniu konkretnych programów.  U niego także nie brak analiz, choć w większości zawiera ona anegdoty i fragmenty wywiadów z twórcami telewizyjnymi.

Celem autora było opisanie seriali telewizyjnych, które zrewolucjonizowały współczesną telewizję oraz próba opisania na czym ta rewolucja polegała.  I tak mamy tu możliwość przeczytania o takich kamieniach milowych, jak największe produkcje HBO - OZ, Rodzina Soprano, The Wire czy Deadwood. W dalszej części autor poświęca miejsce takim serialom jak The Shield, Lost czy Buffy postrach wampirów czy 24 i Battlestar Galactica by zakończyć na nowszych produkcjach - Friday Night Lights, Mad men i Breaking bad

Z dużą przyjemnością muszę przyznać, że lista seriali, które autor opisał, pokrywa się niemalże w stu procentach z moimi ulubionymi produkcjami, więc rozpocząłem czytanie z wielką ciekawością, tym bardziej, że autora zdążyłem już wcześniej poznać z bardzo ciekawego podcastu poświęconego telewizji - Firewall and Iceberg, który prowadzi wraz z Danielem Fienbergiem. Książkę czyta się szybko. Napisana jest stosunkowo prostym językiem i nie ma ona cech publikacji naukowej. Jest ona próbą ukazania opisywanych seriali w szerszym kontekście oraz zastanowienia się, na czym polegała ich przełomowość i w jaki sposób odcisnęły one swoje piętno na późniejszych produkcjach. Autor posiada bogatą bibliotekę wywiadów, tak przeprowadzonych na potrzebę tej książki, jak wcześniejszych, które powstały w efekcie jego pracy w charakterze dziennikarza piszącego o telewizji. 

Wśród wielu ciekawych informacji, w największe zdziwienie wprawił mnie rozdział poświęcony Deadwood i metody pracy jego twórcy - Davida Milcha. Serial ten będący osadzoną w realiach dzikiego zachodu, silnie zakorzenioną w historii opowieścią o formowaniu się państwa, funkcjonowaniu jednostek w społeczności, w której żadne formalne prawo nie obowiązuje, o swego rodzaju umowie społecznej i jakkolwiek górnolotnie by to nie brzmiało, o ludzkiej naturze. Dodać należy, że serial posługuje się niezwykle, hmmm, nazwijmy go barwnym i wyszukanym, niemalże poetyckim, literackim językiem, a nakręcony został z niezwykłą wręcz dbałością o każdy szczegół - odnosi się to zarówno do aktorstwa, jak i niebywale szczegółowej dekoracji. Jak większość produkcji HBO z tamtego okresu operuje rozbudowanymi łukami narracyjnymi, rozciągniętymi często na cały sezon, a czasem nawet wychodzącymi poza jego granice. Wydawać by się mogło, że przy serial ten, jak żaden inny miał precyzyjnie napisany scenariusz. Nic bardziej mylnego.

Autor książki poświęca wiele miejsca do nakreślenia sylwetki Davida Milcha, opisania jego problemów z najróżniejszymi używkami, hazardem, które połączył z niebywałą wiedzą i pasją wykładowcy akademickiego, którego praca w charakterze twórcy i wszechpotężnego scenarzysty serialu przyprawiła o ból głowy niejednego dyrektora telewizji. Bo warto dodać, że Milch to nie tylko autor Deadwood, ale także osoba, która stała za tak docenionymi przez krytykę i publiczność serialami, jak NYPD Blue czy Hill Street Blues

Alan Sepinwall pisze, że właściwy scenariusz powstał tylko do czterech pierwszych odcinków pierwszego sezonu Deadwood. Czterech! Praca przy każdym z następnych polegała na tym, że Milch złożony bólem pleców leżał na podłodze dyktując sceny sekretarce na kilka minut przed kręceniem, tak że aktorzy uczyli się tekstu już na planie, tuż przed zdjęciami, które często nie powstawały w porządku chronologicznym. A każdy, kto widział choć jeden odcinek serialu wie, jak trudnym językiem Milch operuje. Jak to możliwe, że z takiego chaosu powstało tak spójne dzieło? Tego nie wiedział chyba nikt, a odpowiedzialni za ten serial ludzie z HBO zgrzytając zębami załamywali ręce, bo nikt nie miał żadnych papierów, żadnych śladów tego, co miało być kręcone. Ale to wszystko wbrew logice działało. I to jeszcze jak!

Historii takich jak ta w książce Alana Sepinwalla nie brakuje. Obszerne rozdziały ciekawie kreślą artystyczne sylwetki takich ludzi jak David Chase, David Simon czy Shaun Ryan, a poczucie humoru i lekkie pióro, sprawiają, że książka jest świetną lekturą. Z drugiej strony analizy, które autor oferuje czasem wydają się być zbyt osobiste i nie mające specjalnego znaczenia dla czytelnika. Przykładem może tu być próba rozwiązania zagadki słynnego finału Rodziny Soprano, w której autor wpierw przedstawia różne punkty widzenia, by na końcu wyjawić swój własny - jednak cały czas zastrzegając, że właściwie wszystkie one są równie prawdopodobne i koniec końców, przyznaje, że tak naprawdę nic nie wiadomo. Dużo ciekawiej wypadają tu przytaczane w tekście słowa twórcy i ludzi związanych z serialem. Wydaje mi się, że ten i niektóre, podobne fragmenty książki, nie wnosząc nic, odciągają czytelnika od najciekawszych części, czyli rozmów z ludźmi, którzy stoją za rewolucją w telewizji oraz prób umieszczania opisywanych seriali w szerszym kontekście. 

Podsumowując, książka Sepinwalla jest pozycją bardzo ciekawą i godną polecenia dla każdego zainteresowanego tematyką telewizji. Polecam.

2 komentarze: